HUSARIA – POLSKA MACHINA ŚMIERCI
Share This Article
Z mocą błyskawicy
W nocy z 3 na 4 lipca 1610 roku niewielka armia polska licząca niecałe trzy tysiące żołnierzy i dowodzona przez hetmana polnego Stanisława
Żółkiewskiego wyruszyła spod warownego obozu pod miejscowością Carowe Zajmiszcze, gdzie wojsko polsko-litewskie trzymało w
oblężeniu siły Carstwa Moskiewskiego. Oddział Żółkiewskiego bardzo szybkim marszem wyruszył na spotkanie sojuszniczej armii rosyjsko-
szwedzkiej, która podążała z odsieczą Moskalom. Polska armia była niewielka i składała się niemal wyłącznie z jazdy husarskiej. Żołnierze
poruszali się bardzo szybko i w ciągu kilku godzin nocnej jazdy pokonali około 50 kilometrów, by o brzasku zaskoczyć wroga nieopodal
miejscowości Kłuszyn położonej mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Wiaźmą i Możajskiem.
Siły nieprzyjacielskie liczyły około 20 tysięcy ludzi, z czego około 4 tysięcy stanowił korpus znakomitej piechoty szwedzkiej, w której szeregach
służyli werbowani na zachodzie Europy najemni muszkieterzy i pikinierzy.
Mimo niemal dziesięciokrotnej przewagi nieprzyjaciela polscy husarze bez protestów wyruszyli na spotkanie wrogiej armii. W szeregach polskiej
jazdy służyło wielu weteranów wcześniejszych kampanii, nie brakowało takich którzy walczyli jeszcze pod Kircholmem. Z pewnością mieli
głębokie przekonanie o swojej wartości.
Błyskawiczne tempo przemarszu polskiego wojska całkowicie zaskoczyło Szwedów i Moskali. Kiedy polskie roty podeszły pod Kłuszyn, oba
obozy nieprzyjacielskie pogrążone były we śnie. Kiedy Rosjanie i Szwedzi zaczęli w panice szykować się do bitwy polska husaria zaatakowała.
Mimo rozpaczliwej obrony świetnie uzbrojonych piechurów Polacy niesłychanie odporni na ostrzał z broni palnej w ciągu kilku godzin
dosłownie zmietli przeciwników z pola bitwy. Niezbyt wygodny teren dla kawalerzystów sprawiał, że polscy jeźdźcy nie mogli po prostu
rozpędzić rywali. Husarze byli jednak konsekwentni do bólu. Nie mogąc rozbić przyjaciela zawracali i szarżowali po raz kolejny. Niektórzy z nich
zrobili to nawet dziesięć razy. Około południa było już po wszystkim.
„Straciwszy serce Moskwa pierzchać i uciekać w obóz pospołu z Niemcami poczęli, a my na grzbietach ich jadąc […] wpadliśmy do obozu ich”
wspomina uczestnik bitwy Samuel Maskiewicz.
Jeszcze tego samego dnia wojska Żółkiewskiego wróciły do Carowego Zajmiszcza, gdzie przyjęły kapitulację Rosjan, którzy nie mogli liczyć już na
odsiecz. W ciągu jednej zaledwie doby polscy husarze pokonali około 100 kilometrów. Droga do Moskwy stała przed nimi otworem…